Co roku przychodzi taki jeden dzień. Dzień, na który czeka każdy motocyklista. Im bliżej tego dnia, tym bardziej przebieramy nóżkami lub zaczynamy szukać pod kciukiem startera. Im bliżej tego dnia, tym częściej zerkamy w prognozy pogody i patrzymy na niebo. Częściej zaczynamy myślami odpływać i coraz trudniej utrzymać nam koncentrację. A jeśli jeszcze, nie daj Boże, przed tym dniem kupiliśmy jakieś elementy stroju motocyklowego lub, co gorsza, sam motocykl albo chociaż dodaliśmy do starego jakieś mody, to dla świata jesteśmy zgubieni. Zgubieni do czasu aż nadejdzie TEN dzień. Potem powoli wszystko zacznie wracać do normy. TEN dzień to dzień, kiedy wreszcie zrobi się odrobinę cieplej i będzie można gdzieś pojechać.

Ten dzień nie jest nigdzie zapisany w kalendarzu, nie ma określonej daty, nie ma nawet określonych konkretnych warunków. Może być w lutym, a może w marcu. A jednak zawsze nadchodzi i zawsze w ten dzień na drogach pojawia się multum motocyklistów. W zasadzie warunek jest jeden. Musi się zrobić cieplej. Tyle, że to dość subiektywne kryterium. Dla jednych robi się ciepło już przy 10 stopniach na plusie, inni czekają na 20. Ci pierwsi albo są naprawdę zaprawieni w bojach i mają dobre ciuchy, albo są to nowicjusze napaleni na jak najszybsze rozpoczęcie sezonu jak szczerbaty na suchary. Ci pierwsi wiedzą co robią, ale i tak mogą popełnić błędy. Ci drudzy nie do końca są jeszcze świadomi i ryzyko popełnienia błędu znacząco rośnie.

Ostatnio w Krakowie dwa dni pod rząd zapowiadały się słoneczne i ciepłe. Tak w granicach 18 stopni. Więc na co czekać? Trzeba rozpocząć sezon na jeżdżenie. Dzień urlopu wzięty, ciuchy z głębi szafy wytargane. Jedziemy. I choć doskonale znam wszystkie zasady dotyczące rozpoczynania sezonu i doskonale pamiętam o wszystkich czynnikach, o których niżej będę pisał, a mających ogromne znaczenie dla mojego bezpieczeństwa, to jednak odczułem skutki każdego z nich podczas tej jednej krótkiej wycieczki.

Na co więc trzeba uważać rozpoczynając sezon? Ci, którzy jeżdżą dłużej wiedzą to doskonale, a ci, którzy dopiero mają przed sobą pierwsze rozpoczęcie sezonu, niech przeczytają uważnie i biorą na te czynniki poprawkę. Bo nie są one wyssane z palca.

CZYNNIK PIERWSZY: STAN MOTOCYKLA!

Chciałoby się ubrać, wsiąść i jechać. Bo pogoda przyszła nagle, bo trzeba szybko ją wykorzystać. Bo jutro ma być już zimno. Tymczasem, przez zimę powietrze z kół zeszło, łańcuch stracił swoje smarowanie, tablica rejestracyjna zaginęła, śruby się poluzowały, gumy na uszczelniaczach popękały, itd. itd. itd. Przed wyjechaniem w trasę sprawdźmy stan techniczny naszej maszyny. O tym co sprawdzić i jak, już pisałem. Wystarczy cofnąć się kilka artykułów Poradnika Początkującego Motocyklisty wstecz.

CZYNNIK DRUGI: TEMPERATURA!

Co prawda przegrzanie ciała nam nie grozi. Wręcz przeciwnie. Temperatura będzie miała w tym przypadku kluczowe znaczenie. O ile kwestia wychłodzenia organizmu jest kwestią indywidualną i raczej każdy z nas pamięta o tym, aby się ciepło ubrać, o tyle temperatura asfaltu i opon może już umknąć naszej uwadze. Opony motocyklowe, aby móc pracować tak, jak zostały zaprojektowane muszą osiągnąć odpowiednią temperaturę. Przyjmuje się, że opony szosowe, turystyczne czy sportowe (ale nie torowe czy wyczynowe!!!) powinny osiągnąć co najmniej 20 stopni C aby móc kleić się do asfaltu. W upalne lato, na bardzo krętej drodze lub przy dużych prędkościach temperatura opony może osiągnąć nawet i 100 stopni. Tyle, że jak osiągnąć tę optymalną temperaturę, jak asfalt ma ledwie 5 stopni, co chwila przejeżdżamy przez kałuże lub strumyki z topniejącego śniegu?

Zimna opona staje się twardsza. Nie klei się do asfaltu. W związku z tym, opona taka nie ma właściwej przyczepności. Pojawiają się uślizgi tylnego, albo, co gorsza, przedniego koła w zakręcie. Najechanie w zakręcie w złożeniu na mokry, zimny znak poziomy na 100% przyprawi nas o szybsze bicie serca.

A hamowanie? Jeśli mamy ABS to nagle okaże się, że przy takich temperaturach odzywa się on nader często i to nie dlatego, że jest wrażliwy na temperaturę. A jak nie mamy ABSu? To nagle zaczynamy odczuwać jakąś awersję do mocniejszego naciśnięcia klamki hamulca.

Kolejna rzecz, o której często zapominamy, to fakt, że opona nie nagrzewa się raz na cały dzień. Jeśli podczas wycieczki zatrzymaliśmy się nawet na krótszą chwilę typu siku, to opona błyskawicznie się wychładza. Jeśli postój jest dłuższy – kawa, ciacho, odpoczynek. To powinna nam się zapalić lampka w głowie, bo zaczynamy praktycznie od początku.

A jak rozgrzać opony? W zasadzie przez jazdę. Opona drogowa nie wymaga jakiegoś specjalnego procesu grzania, tym bardziej, że raczej zdecydowanej większości z Was nie podejrzewam o posiadanie koców grzewczych do opon znanych z F1 lub MotoGP. Po przejechaniu ok 10 km, opona powinna już osiągnąć temperaturę zapewniającą jej właściwą pracę. Możemy oponom delikatnie pomóc poprzez zwiększenie tarcia, czyli….. hamujemy. Nie w sensie, że jedziemy z wciśniętym hamulcem, ale na suchej nawierzchni kilkukrotnie hamujemy. Na początku delikatnie, później trochę mocniej. Uwaga na pojazdy za nami!

Co jeszcze można napisać o temperaturze w ten dzień? Na przykład to, że optymalna temperatura do jazdy występuje jedynie w okolicach południa. Najpierw bardzo powoli rośnie, by po osiągnięciu maksimum bardzo szybko spadać. Musimy to brać pod uwagę planując wycieczkę w ten dzień, aby nie okazało się, że do domu wracamy mając drgawki lub pierwszy stopień hipotermii.

CZYNNIK TRZECI: STAN DROGI!

O stanie dróg po zimie można spokojnie pisać prace doktorskie. Dla motocyklistów stan nawierzchni ma ogromne znaczenie. I chyba nie ma potrzeby pisać dlaczego. Jednak pokuszę się o napisanie, na co powinniśmy uważać. Dwa zagrożenia są raczej znane wszystkim i raczej o nich myślimy. Jednak trzecie jest mniej oczywiste, zwłaszcza dla początkujących i zwłaszcza gdy cieszymy się jazdą naszym sprzętem w piękny słoneczny dzień. No bo chyba nikt o zdrowych zmysłach nie rozpoczyna sezonu gdy leje.

Nie mieszkamy w krajach skandynawskich i nie jeździmy po tamtejszych drogach. W związku z tym, nie możemy liczyć po pierwsze na piękne białe zimy, a po drugie na białe nie sypane niczym drogi. U nas na drogi leje i sypie się wszystko co mamy pod ręką. Począwszy od solanki, przez piach, a na jakimś dziwnym żwirze kończąc. Śnieg i lód u nas topnieje, a to czym drogi były posypywane zostaje. I dopóki na drogi nie wyjadą ekipy sprzątające lub nie spadnie obfity deszcz zmywający ten pozimowy syf, to pozostaje on dla nas śmiertelnym niebezpieczeństwem.

Niestety w naszym kraju bardzo często razem ze śniegiem i lodem topnieje również asfalt. Już Heraklit z Efezu mówił Panta Rhei – wszystko na świecie jest zmienne i nietrwałe. Jednak nigdy nie przypuszczałem, że mówił to myśląc o polskiej masie asfaltopodobnej. Za zakrętem może na nas czyhać pokruszona i rozdrobniona droga, a pod kałużami mogą być wyrwy i spore dziury. I nawet to, że ekipy drogowców ruszą do naprawiania pozimowych ubytków nie gwarantuje nam bezpieczeństwa. Często jeszcze drogi naprawia się lejąc w dziury smołę ze żwirem, co przy braku naszej uwagi zagwarantuje nam lot tyleż niski, co bolesny.

I trzecia rzecz. Ta mniej oczywista. Związana bezpośrednio z czynnikiem drugim, czyli temperaturą. W czasie naszej pierwszej w roku wycieczki nie będziemy jechali tylko i wyłącznie przez nasłonecznione drogi. Zdarzą się również miejsca zalesione, zacienione, dolinki itp. Tam nadal może leżeć śnieg. Może również wystąpić zjawisko tak zwanego czarnego lodu. Wydaje nam się, że asfalt jest tylko mokry, bo lekko błyszczy. W rzeczywistości leży na nim mikroskopijnej grubości warstwa lodu. To zjawisko może się również pojawić gdy przeciągniemy naszą eskapadę i słońce zacznie chylić się ku horyzontowi, a temperatura powietrza gwałtownie spadać. Wtedy w miejscach, w których do tej pory płynęła woda z topniejącego śniegu zacznie pojawiać się lodowisko.

CZYNNIK CZWARTY: INNI KIERUJĄCY!

Gdy motocykliści zapadli w sen zimowy, ogólny poziom koncentracji i uwagi na drogach trochę opadł. Co prawda to, o czym teraz napiszę z roku na rok się poprawia, bo jednak coraz więcej osób posiada prawo jazdy na motocykl i na nim jeździ, ale jednak nadal występuje. Kierowcy innych pojazdów przez te długie zimowe miesiące odzwyczaili się od motocykli na drogach. Odzwyczaili się od patrzenia w lusterka, od szukania jednośladów, od pozostawiania miejsca. Odzwyczaili się od tego, że ktoś ich omija w korku lub wyprzedza w ułamku sekundy.

Dlatego, zwłaszcza na początku sezonu, pojawia się sporo wymuszeń, zajeżdżania drogi, zaskoczenia. Że to już, że sezon się rozpoczął, że motocykle są wśród nas. Oczywiście im więcej motocykli wyjedzie na drogi, tym to zjawisko zaczyna maleć, jednak pamiętajmy o nim na samym początku i dajmy szansę innym kierowcom również wybudzić się ze snu zimowego.

CZYNNIK PIĄTY: MY SAMI!

Ja wiem, że wszyscy zdaliście egzaminy za pierwszym razem, że doskonale czuliście maszynę i że wszystkie zadania na placu robiliście z zamkniętymi oczami. Wszak większość z Was to nasi kursanci. Ale…. to było rok temu albo i dawniej. Niestety.

Ci, którzy mają za sobą już kilka sezonów, mają większe doświadczenie, potrafią sobie poradzić z tym problemem dość szybko. Jednak nie oznacza to, że ich nie dotyczy. Dotyczy, ale nadrabiają to właśnie doświadczeniem.

Jednak większość młodych motocyklistów, dla których to rozpoczęcie sezonu jest pierwszym takim wydarzeniem, jest zaskoczona tym jak dużo zapomnieli – że motocykl przestał skręcać, że ciało jest sztywne jak na pierwszej jeździe na kursie i że w głowie pojawiła się jakaś dziwna blokada, której przecież w zeszłym sezonie nie było.

Niestety przez zimę nasze odruchy zniknęły, a pamięć mięśniowa odpłynęła w niebyt. Pamiętamy jak coś powinno działać, ale jednak tak się nie dzieje.

Im młodszy stażem motocyklista, tym więcej czasu potrzebuje, aby jego ciało się również obudziło z zimowego snu.

EPILOG!

Jeśli, a w zasadzie nie jeśli, a gdy TEN dzień nadejdzie… Jeśli wsiądziemy na maszynę bez pokory, bez cienia myśli, bez pamiętania o wszystkich pięciu czynnikach, to dojdzie do smutnego zdarzenia.

Zdaję sobie sprawę z faktu, że motocykl, przestrzeń i wreszcie odrobinę wiosenne warunki zachęcają nas do tego, żeby jak najszybciej ruszyć w trasę. Żeby odkręcić manetkę i poczuć przyspieszenie, ryk wydechu i wibracje silnika. Ja sam ostatnio po upewnieniu się, że komunikator mam wyłączony na przemian to śmiałem się w głos, to krzyczałem ze szczęścia w kasku. Autentycznie.

Jednak apeluję do Waszego rozumu i rozsądku. Cieszmy się jazdą motocyklem przez cały sezon i przez całe życie, a nie tylko przez kilka pierwszych godzin czy dni.

Te cieplejsze dni nadejdą. Ten lepszy stan dróg również.

Ta przejażdżka ma być naszą pierwszą, a nie ostatnią! Wytrzymajcie jeszcze chwilę, jeszcze parę tygodni, aż warunki pozwolą Wam w pełni cieszyć się jazdą jednośladami. Nie planujcie od razu w TEN dzień wyprawy na kilkaset kilometrów po krętych drogach. Dajcie sobie czas na „rozjeżdżenie się”, na poczucie ponownie tego luzu. Weźcie maszynę na plac, poćwiczcie, pokręćcie kilka ósemek. Jedźcie na krótką wycieczkę pamiętając o wszystkich opisanych przeze mnie czynnikach, bo w takich warunkach też trzeba umieć jeździć. Ale nie odkręcajcie manetki do końca, nie wchodźcie w ciemno w zakręt, nie ufajcie, że jest bezpiecznie i wszystko będzie ok.

Ta pierwsza jazda w nowym sezonie to ogromna przyjemność, ale to jeszcze nie jest to na co czekamy przez całą zimę. Jeszcze nie daje takiej frajdy jaką możemy przeżyć.

Proszę Was o cierpliwość i pokorę, abyśmy na koniec sezonu spotkali się wszyscy razem w jeszcze większym gronie.

LwG

Grzegorz Urso Brano Fita

4.9/5 - (7 {opini})